Międzygórze Jabłonkowsko-Koniakowskie to niewielki region geograficzny, wciśnięty pomiędzy Beskid Śląski, Morawsko-Śląski i Żywiecki. Mimo że nie imponuje on wysokościami, a nazwy szczytów raczej nie pobudzają wyobraźni górskich wyjadaczy, to teren ten naprawdę potrafi zachwycić widokami. Jednym z najpopularniejszych miejsc w okolicy stał się w ostatnich latach leżący na granicy Polski i Słowacji szczyt Kikuli, zwany Trojakiem. A wszystko za sprawą wielkiej ławki…
Dojazd i parking
Na wycieczkę wybrałem się w sobotni poranek, chociaż muszę uczciwie przyznać, że jak na wyjazd w góry był to poranek dość późny i leniwy, bo na miejscu zameldowałem się dopiero około dziewiątej. Mimo wszystko, biorąc pod uwagę porę roku i lokalizację szczytu, miałem nadzieję uniknąć tłumów. Aby dotrzeć pod Kikulę, należy zjechać z drogi S1 w kierunku dawnego przejścia granicznego Zwardoń-Myto. Auto zostawiłem dosłownie kilka metrów za granicą, na bezpłatnym parkingu, którego lokalizację znajdziecie na końcu wpisu.
W górę ruszyłem szeroką drogą, trzymając się czerwonego szlaku. Pierwszą przykuwającą uwagę na trasie rzeczą jest sztuczna nawierzchnia, która jednych zachęci do wędrówki, a innym pewnie odbierze trochę radości z przebywania na łonie natury. Tak czy inaczej, długo nie będziecie patrzeć pod nogi, bo widoki jakie oferuje przygraniczna trasa na Kikulę już od pierwszych chwil dają do zrozumienia, że to będzie dobry dzień.

Co trzy Kikule, to nie jedna
Za plecami Rachowiec i Muńcuł, a po lewej górująca nad Skalitíém… Kikula. Nie jest to jednak wierzchołek, na który zmierzam, a szczyt w grupie Wielkiej Raczy, w Beskidzie Żywieckim. Co ciekawe, kilka kilometrów za nią znajduje się kolejny szczyt określany w ten sposób. Wprawdzie można byłoby dla jasności nadać wierzchołkom nowe nazwy, ale po co się ograniczać? W końcu co trzy Kikule to nie jedna. Po kwadransie wędrówki docieram do rozdroża. To pierwsza i ostatnia szansa na „siedzący” odpoczynek wzdłuż trasy. Idąc dalej prosto, dość stromym, nieoznakowanym podejściem, mógłbym skrócić sobie drogę na szczyt. Wolę jednak wolę zrobić mini pętlę i ruszam dalej czerwonym szlakiem, a wydeptaną wzdłuż granicy ścieżkę zostawiam sobie na powrót. Przez następny kilometr idę betonową drogą, która schodzi lekko w dół i trzymam się jej aż do wyjścia z lasu. Tutaj drogowskaz informuje mnie, że powinienem skręcić w prawo i trochę „na dziko” zacząć wdrapywać się na szczyt, gdyż i z tej strony na Trojak nie prowadzi żaden znakowany szlak. Po chwili moim oczom po raz pierwszy ukazuje się charakterystyczna ławka, chociaż jej rozmiar lepiej oddałoby określenie “wielki ławkator”. Siedzisko ma bowiem długość pięciu metrów, a oparcie wysokie jest na 3 metry. Ławka miłości i przyjaźni, zwana również ławką zakochanych, stanęła tutaj przed kilku laty i z miejsca stała się hitem lokalnej turystyki. Podchodząc w stronę wierzchołka, po raz pierwszy tego dnia mogę rzucić okiem na Beskid Morawsko-Śląski.



Trojak: szczyt, nazwa i widoki
Po kilku minutach jestem na szczycie. Jedną z pierwszych myśli, które mnie nachodzą, jest kontrast pomiędzy minimalnym wysiłkiem włożonym w drogę a bogactwem krajobrazu, jaki można z tego miejsca obserwować. Rozciąga się stąd niesamowity widok na południową część Beskidu Żywieckiego oraz Beskid Morawsko-Śląski z Łysą Górą na czele. Po odejściu kilkudziesięciu metrów w kierunku wschodnim zobaczymy też wznoszący się dumnie ponad Zwardoniem Rachowiec.
Dzisiaj wierzchołek Kikuli jest jednym z punktów granicznych pomiędzy dwiema miejscowościami (Zwardoń i Skalité) oraz dwoma krajami. Dlaczego więc Trojak, a nie “Dwojak”? Nazwa szczytu odnosi się do historycznego trójstyku trzech państw: Polski, Czech i Węgier.
Na Trojaku poza ławką-gigantem znajduje się rozległa polana, z której możemy podziwiać widoki, spora wiata turystyczna z grillem oraz miejsce na ognisko. Warto więc zabrać ze sobą koc, lornetkę i coś do upieczenia. Z uwagi na dystans oraz niewielką różnicę wysokości, jakie mamy tu do pokonania, wejście na Kikulę czerwonym szlakiem to idealna trasa dla tych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z górami lub dla rodzin z dziećmi. Przejście całości zajęło mi około 2 godzin, z czego godzinę spędziłem na szczycie. Czy nazwałbym to wypadem w góry? Raczej spacerem, ale nie byle jakim. To jeden z najbardziej widokowych spacerów, na jakie miałem okazję się wybrać.
🅿️ https://maps.app.goo.gl/CfK4WEHTgRYP8KcN7







Dodaj komentarz